sobota, 6 kwietnia 2013

czwarty

                       Szliśmy do kawiarni, w której pierwszy raz się zobaczyliśmy. Ustanowiliśmy czwartek dniem naszych lekcji. Dzięki nim ja, już bez żadnych problemów, mogłam dogadać się z każdym po niemiecku. Andreasowi też szło coraz lepiej z językiem polskim. Potrafił wypowiedzieć podstawowe zwroty, a jeśli się do tego zmusił, mogliśmy nawet przeprowadzić krótką rozmowę w moim ojczystym języku. Weszliśmy do kawiarni i usiedliśmy przy stoliku, stojącym najbliżej ogromnego okna. Zamówiliśmy tak, jak zawsze ciasto czekoladowe i kawę.
- To kiedy pokażesz mi, jak skaczesz ? - spytałam.
- Najbliższy trening na skoczni mam w sobotę o 13. Jeśli chcesz możesz przyjść - powiedział i włożył do ust kawałek ciasta. - Za miesiąc zaczyna się sezon, powinienem zacząć szukać godnego zastępcy w roli twojego pomocnika.
- Ekhhhmm.. - chrząknęłam - chciałabym przypomnieć, że nigdy nie oglądałam skoków narciarskich i wiem o nic tylko tyle, że się skacze i ląduje. Dlaczego chcesz szukać swojego zastępcy ?
- Ehh.. Ada - westchnął i uśmiechnął się. - Gdy zacznie się sezon często mnie nie będzie. We wtorek i środę będę w szkole, w czwartek wyjadę, a w poniedziałek wrócę i tak co tydzień albo co dwa. 
- Sportowcy to jednak mają ciężkie życie - stwierdziłam, kładąc łokieć na stoliku i opierając twarz na dłoni.
- Ale jeszt fajni - zaśmiałam się. - Dlaczego się śmiejesz ? Powiedziałem coś nie tak ? - spytał już po niemiecku i zrobił smutną minę.
- Śmiesznie brzmi niemiecki akcent w języku polskim.
- A więc tak ? Masz szczęście, że ja nie śmieję się z twoich potyczek językowych.
- Ej, to było niemiłe - uderzyłam go w ramę.
Dopiliśmy resztki naszych kaw, porozmawialiśmy jeszcze chwilę, a później wyszliśmy...

                                                                                 ♦

                               Szliśmy wzdłuż ciemnej już ulicy. Jedyne światło dawało kilka latarni. Powoli robiło się zimno. Zobaczyłem, że Ada pociera dłońmi ramiona, próbując je ogrzać, więc szybko zdjąłem swoją kurtkę i chciałem jej ją dać, ale zaprzeczyła. Nalegałem, lecz nic z tego. Objąłem ją więc ramieniem z nadzieją, że to da jej chociaż trochę ciepła. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale pozwoliła zostać nam w takiej pozycji. Po drodze spotkaliśmy kilka dziewczyn z klasy, które nie omieszkały się zmierzyć od góry do dołu Ady. Wtedy obejmowałem ją jeszcze mocniej. Chciałem, żeby czuła się przy mnie bezpieczna. W końcu byłem jej pomocnikiem ! Gdy doszliśmy do mieszkania Ady, pożegnaliśmy się i zrobiliśmy sobie zdjęcie. To był nasz rytuał, po każdym czwartkowym spotkaniu zostawało zdjęcie, które potem wywoływaliśmy i chowaliśmy razem z resztą fotografii. I tak uzbierało się ich już prawie dziesięć. Dziewczyna przeszła przez próg mieszkania, odwróciła się i pomachała dłonią, żegnając się ostatni raz. 
Po niecałych piętnastu minutach marszu byłem przy moim domu. Przywitał mnie niemiły głos ojca.
- Gdzie ty się podziewałeś ? Jest 20:30 ! Nie wiem czy jeszcze pamiętasz, ale ten sezon jest pierwszym, kiedy wystąpisz tylko jako skoczek narciarski i chyba należałoby dobrze się zaprezentować, nie sądzisz Andreasie ?
- Tato, zachowaj swoje chore, niespełnione ambicje na później. Dzisiaj jest czwartek, więc byłem spotkać się z Adą. Z resztą jeśli dobrze pamiętam, a mam dobrą pamięć, nie miałem dzisiaj żadnego treningu, więc dlaczego się denerwujesz ?
- Adą mówisz ? Dlaczego nic o niej wcześniej nie słyszałem ?!
- Bo przeprowadziła się do Ruhpolding dopiero dwa miesiące temu - pokręciłem głową i ruszyłem w stronę mojego pokoju. - Mogę już iść ?
- Ejże, stój Andreasie ! To gdzie ona wcześniej mieszkała, hę ? Czy ta cała Ada nie zagmatwała ci przypadkiem za bardzo w głowie ?!
- Co to za przesłuchanie ?! Ada jest z Polski, a z moją głową wszystko w porządku - ,,chyba'' dopowiedziałem w myślach.
- A może to po prostu kolejna dziewczyna, która chce spędzać z tobą czas, tylko ze względu na to, że jesteś sportowcem ?
- Koniec !! - krzyknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Włączyłem wieżę stereo, po pokoju rozniósł się głos Cobaina. Rzuciłem się na łóżko, położyłem się na plecach, a ręce skrzyżowałem na brzuchu.

                                                                            ~♦~

Dzisiaj, pisząc to, co widzicie powyżej, słuchając muzyki, spojrzałam przez okno i na nie niebie zobaczyłem lecący samolot. Nie wiem dlaczego, ale ten obrazek sprowokował mnie do tego, żeby ten rozdział dodać już dziś. Mam nadzieję, że się podoba, mimo że jest nieco krótszy od innych. Welli słuchający Nirvany, nie wiem, co ja wymyśliłam :O Może to przez tę wczorajszą rocznicę. Przepraszam za wszystkie błędy, jeśli takowe się pojawiły i przypominam: CZYTAM=KOMENTUJĘ !
Do następnego, mam nadzieję jak najszybciej :)

sobota, 23 marca 2013

trzeci

          Ada wyjechała do Adama równy tydzień temu. Mimo że byłam na nią bardzo zdenerwowana, czułam się samotna, gdy nie było jej w domu. Brakowało mi uśmiechu, którym mnie obdarzała, jej stałych marudzeń, wspólnych spacerów. Jedyny co zostało zdjęcia, pamięć i jej pokój. Rzadko do niego wchodziłam. Bałam się. W nim zawsze dopadały mnie wyrzuty sumienia. Dopiero po wyjeździe córki zrozumiałam, że zrujnowałam swoje życie. Chciałam zerwać kontakt z Jarkiem, w końcu to on przyczynił się również do mojego nieszczęścia, jednak za każdym razem, gdy się spotykaliśmy nie potrafiłam tego zrobić. Aktualnie był dla mnie jedyną opoką, ochroną od samotności...


                                                                                ♦


            Stanęłam przed budynkiem i wzięłam głęboki wdech ,, no to zaczynamy - powiedziałam do siebie". Weszłam do szkoły i podążyłam pod klasę 212. Przywitały mnie dziewczyny z nowej klasy. Wszystkie były przyjaźnie nastawione i skore do pomocy... do czasu.
- Andreas jest już w szkole ? - zapytałam.
- Psz... A skąd mamy to wiedzieć ! To chyba ty powinnaś nam to powiedzieć ! Nie obchodzi nas tooo ! - odpowiedziały w niemiły sposób.
- Okeeej..
- Dziewczyny, ogarnijcie ! - usłyszałam. - Andreasa jeszcze nie ma - wysoka brunetka przepchała się przez grono dziewczyn. 0 A przy okazji, jestem Vika - uśmiechnęła się i podała mi rękę.
Vika była dziewczyną z mojej klasy. Miała co najmniej 175cm wzrostu i niesamowicie długie, kruczoczarne włosy. Jej cera był jasna, a tęczówki koloru zielonego. Razem z moją nową znajomą, która okazała się najlepszą przyjaciółką Welliego, stałyśmy przy klasie, czekając na lekcję. Próbowała mi wytłumaczyć, dlaczego dziewczyny zareagowały tak na moje pytanie odnośnie Andreasa. Pod koniec jej opowiadań zaśmiałyśmy się kpiąco. To, co dziewczyny wyprawiały, zanim tu przyjechałam, żeby zdobyć ,Mojego Pomocnika'  było rozpaczliwie zabawne. Prawie każda ze sobą rywalizowała lub nadal rywalizuje, aby zdobyć wybranka.
- Nie śmiejcie się ze mnie - podszedł do nas Wellinger i wydął dolną wargę.
- Nie z ciebie, z twoich KO-CHA-NEK! - z impetem akcentowała ostatni wyraz Vika.
- Ooooooooooo, to już na pewno nie jest zabawne !
Weszliśmy do klasy, usiadłam w ławce, koło Andiego i kolejny raz poczułam na sobie falę morderczych spojrzeń. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam z torby zeszyt do matematyki.

                                                                                ♦

             - Andreasie, natychmiast wychodź z łóżka ! Nie możesz spóźnić się do szkoły już pierwszego dnia ! - dało się słyszeć z dołu wołania mojej rodzicielki.
Posłusznie wyczołgałem się spod cieplutkiej kołdry i podążyłem do łazienki, gdzie wykonałem rutynowe czynności. Włożyłem na siebie spodnie, t-shirt i zarzuciłem bluzę, po czym zbiegłem na dół
- Szybciej, szybciej, bo naprawdę się spóźnisz - ponaglała mnie mama. - Proszę, tu masz kanapki do szkoły.
Pospiesznie zjadłem śniadanie, zgarnąłem plecak i wybiegłem z domu w kierunku szkoły.
Przybiegłem pod klasę zaraz przed nauczycielem. Zdążyłem chwilę odpocząć i przywitać się ze wszystkimi, po czym pan Richard otworzył nam swoje matematyczne wrota.

                                                                               ♦

               Po skończonych zajęciach, razem z Viką, wróciłyśmy do domu. Okazało się, ze mieszkamy niedaleko siebie.
- Jak na razie nie ogarniam tego całego fenomenu Andiego. Rozumiem, ma blond włosy, piękne, błękitne tęczówki i fajny charakter, ale, ale według mnie brakuje mu tego czegoś, tej iskry - stwierdziłam.
- Też tak na początku myślałam. Z czasem zauważysz jakim świetnym chłopakiem jest - odrzekła Vika. - Na początku naszej znajomości tak, jak ty musiałam przetrwać te niemiłe komentarze, uszczypliwe spojrzenia. Z czasem dziewczyny zauważyły, że nie da się mnie tak łatwo złamać. Musisz próbować robić to samo, nie okazywać słabości.
- Dobra rada - cmoknęłam - z pewnością się przyda.
Chwilę później byłyśmy przy moim domu. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę, Weszłam do mieszkania i spojrzałam na zegar w salonie, wskazywał 17:00. 
,, Masz niewiele czasu, Ada - powiedziałam cicho do siebie."
Poszłam do mojego pokoju i włączyłam wieżę stereo. Całe pomieszczenie ogarnęła melodia piosenki Arctic Monkeys.

                                                                           ♦

                  Zaraz po skończeniu zajęć pobiegłem do domu, by mieć więcej czasu na przygotowanie się na spotkanie z Adą. Posprzątałem ciuchy, które leżały w każdej części mojego pokoju, pościeliłem łóżko, ustawiłem książki na regale.
- No niemożliwe, co to się stało, że mój Andreas posprzątał w pokoju ?! - krzyknęłam triumfalnie mama.
- Dzisiaj przyjdzie moja nowa koleżanka.
- No chyba będziesz musiał przyprowadzać koleżanki częściej - zaśmiała się.
Zegar wybił 18:30, a Ady jeszcze nie było. Siedziałem zniecierpliwiony na dmuchanej, niebieskiej pufie i słuchając muzyki uderzałem do rytmu ręką o kolano. 18:35, 18:45, 18:55, a jej nadal nie było. Dopiero o 19:04 ktoś zapukał do drzwi. Zbiegłem i otworzyłem je.
- Cześć, przepraszam, że się spóźniłam, ale zapomniałam, jak tutaj dotrzeć - uśmiechnęła się lekko.
- Spoko, mam czas, wejdź.
Nieśmiało przeszła przez próg mieszkania i powiedziała ,,dzień dobry". Poszliśmy na górę. Ada cały czas się rozglądała. Otworzyłem drzwi mojego pokoju i ruchem ręki zaprosiłem ją do środka. Usiedliśmy na podłodze, koło siebie i rozpoczęliśmy naszą 'lekcję'. Jeśli tak w ogóle można to nazwać. Mieliśmy dużo więcej ciekawych tematów, niż język niemiecki. W pewnym momencie coś innego przykuło uwagę dziewczyny. Wstała i podeszła do półki, gdzie znajdowały się moje trofea.
- A to co ? - podejrzliwym tonem spytała.
- Puchary i medale - cmoknąłem ustami.
- O serio, nie zauważyłam - uśmiechnęła się ironicznie. - To co zrobiłeś, żeby je zdobyć ?
- A no tak, przecież jeszcze nie wiesz - uderzyłem się dłonią w czoło. - Większość tych pucharów zdobyłem podczas zawodów młodzików będąc kombinatorem norweskim.
- To teraz już nie jesteś ? - zmarszczyła brwi.
- Teraz jestem skoczkiem narciarskim - Ada wytrzeszczyła oczy.
- Ale jazda ! Przy najbliższej okazji musisz mi pokazać, jak skaczesz !
- No pewnie ! - uśmiechnęliśmy się do siebie.

                                                                          ~♦~ 

No to wróciłam, po... prawie dwóch miesiącach ;o i tak pewnie nikt nie tęsknił, ale przepraszam za tak długą nieobecność. Rozdział jak zwykle o niczym. Zupełnie nie wiem skąd mi się wzięła narracja jako matka Ady :O Sama jestem ciekawa co wymyślę w następnych rozdziałach, to be honest :> Przepraszam za wszystkie błędy, jeśli jakieś się pojawiły i przypominam: CZYTAM=KOMENTUJĘ !
           

niedziela, 3 lutego 2013

drugi

                Do pokoju wdzierały się promyki słońca, które mnie obudziły. Ten dzień zaczynał się zupełnie inaczej, niż wczorajszy. Zamiast chmur i zimnego powietrza powitało mnie słońce i lekki,rześki wiatr. Otworzyłam okno i wyjrzałam przez nie. Na skoczni, mimo wczesnej pory i braku śniegu, ktoś trenował. Nie wiedziałam, że można uprawiać tę dyscyplinę sportu bez ani centymetra białej pokrywy. Obejrzałam kilka prób skoczka, a potem udałam się do łazienki. Wykonałam rutynowe czynności, założyłam na siebie białą koszulę, której guziczki podpięłam pod samą szyję, czarną, zwiewną spódniczkę z wysokim stanem i żakiet w tym samym kolorze. Włosy zaczesałam w gładki kok, a rzęsy pomalowałam niewielką ilością tuszu. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
,,-Nie jest źle - stwierdziłam" i zbiegłam na dół, do kuchni. Tam czekał już tata, który przygotował śniadanie.
- Hej córciu - zwrócił się do mnie, unosząc wzrok znad czytanej gazety.
- Cześć - uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki kanapkę.
- O której musisz być w szkole ? Podwiozę cię.
- 10.
Skonsumowałam kanapkę i wypiłam kawę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 9:45. Odeszłam od stołu i skierowałam się do niewielkiej szafy przy drzwiach. Wyciągnęłam z niej ciemne baleriny i założyłam je na stopy. Razem z ojcem wyszliśmy z mieszkania. Wtedy przypomniało mi się o czym miałam go powiadomić.
- Tato, ja wczoraj - przełknęłam głośno ślinę - ja wczoraj zgubiłam portfel.
- Jak to ? Gdzie ? Miałaś tam dużo pieniędzy albo jakieś dokumenty ?
- Byłam w kawiarni, płaciłam i zostawiłam na stoliku portfel zapewne. Miałam jeszcze większość polskich pieniędzy i dowód osobisty.
- Zadzwoń do mnie, gdy będzie już wychodziła, to od razu pojedziemy do tej kawiarni - powiedział, gdy zatrzymał przed szkołą samochód.
- Dobrze - odrzekłam i wyszłam z auta.
Niepewnym krokiem weszłam do budynku. Rozejrzałam się w obie strony. Szkoła była już pełna uczniów. Blisko mnie stała młoda kobieta. Co chwila spoglądała to na zdjęcie, które trzymała w ręce, to na mnie.
- Czy to ty jesteś Adrianna Wilk ? - podeszła do mnie i spytała owa kobieta.
- Tak, to ja.
- O, to świetnie. Chodź ze mną, jestem twoją nową wychowawczynią - uśmiechnęła się.
Razem z panią Aną, bo tak miała na imię, poszłyśmy na salę gimnastyczną, gdzie za chwilę miał odbyć się apel inaugurujący rok szkolny. 
Szkoła nie była duża. Miała trzy kondygnację i niewielką salę gimnastyczną. Na boisku znajdowało się tylko boisko do koszykówki i bieżnia. Powoli na salę zaczęli zbierać się uczniowie. Oparłam się o ścianę i przypatrywałam kolejnym wchodzącym osobom. Nagle zauważyłam dziwnie znajomą twarz. Zdawało mi się, że już gdzieś widziałam tego chłopaka...

                                                                                ♦

               Razem z moim przyjacielem, Michaelem, weszliśmy na salę gimnastyczną naszej szkoły. Rozejrzałem się w poszukiwaniu reszty znajomych. Nagle natrafiłem na nią. Stała oparta o ścianę i patrzyła przed siebie. To była dziewczyna z kawiarni. Ta, której portfel leży w moim pokoju na biurku. Chciałem do niej podejść i powiedzieć, że mam jej zgubę. Michael jednak skutecznie mi w tym przeszkodził, szarpiąc mnie za ramię i oznajmiając znalezienie grupy naszych znajomych.
Podczas apelu, tak jak w kawiarni, nie mogłem skupić się na tym, na czym powinienem. Cała moja uwaga znowu była poświęcona jej. Nie mogłem oderwać wzroku od tej dziewczyny. Była niesamowicie hipnotyzująca. Gdy apel się skończył wszyscy rozeszli się do sal, na krótkie spotkanie z wychowawcami. Ona nie wyszła z sali. Czekała za kimś.
- Ej, stary, co jest ? Dziwnie się zachowujesz - powiedział Michael, szturchając mnie łokciem.
- Wszystko jest ok.
- Nie jestem pewnie, ale dobra.
Stanęliśmy przy sali 102 i czekaliśmy na naszą wychowawczynię. Zjawiła się dziesięć minut po zakończeniu apelu. Przy jej boku stała ta dziewczyna. Pani Ana otworzyła drzwi i z pogodną twarzą wpuściła nas do sali. Wszyscy zajęli miejsca przy stolikach. Ja jak zwykle usiadłem sam. Było nas w klasie 21, więc ktoś musiał siedzieć osobno. Zawsze wypadało na mnie, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. Gdy wszyscy już się uciszyli, pani Ana zabrała głos.
- Witam was wszystkich po wakacjach. Mam nadzieję, że wypoczęliśmy i jesteście gotowi na kolejny rok nauki. Życzę was jak najlepszych osiągnięć i powodów do radości - uśmiechnęła się kończąc, jednak coś jej się przypomniało. - No tak, już bym zapomniała. To jest nowa uczennica w naszej klasie - spojrzała na dziewczynę. - Proszę, przedstaw się.
- Hej, jestem Ada, pochodzę z Polski, interesuję się muzyką i językami obcymi.
- A więc Ado, usiądź z Andreasem - otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na wychowawczynię - w razie jakichkolwiek pytań zwracaj się do niego. Od dzisiaj będzie twoim pomocnikiem.
Ada usiadła obok mnie. Spojrzałem na nią i przywitałem się. Odwzajemniła to szerokim uśmiechem. Przez dłuższy czas przyglądała się mi.
- Coś ze mną nie tak ? - spytałem.
- Nie, nie. Tylkoo.. zdaje mi się, że już cię kiedyś widziałam.
- Też mam takie wrażenie - udałem, że nic nie wiem. - Byłaś wczoraj w kawiarni ?
- Emm.. no tak. Czekaj ! Czy to ty siedziałeś tam z rodzicami ?
- Tak ! Nie wiem czy wiesz, zostawiłam tam portfel Jakby co.. mam go - uśmiechnąłem się.
- Masz szczęście, że się poznaliśmy - zaśmiała się. -  Zwrócisz mi go dzisiaj, ok ? Mój tata był nieco zdenerwowany, gdy się o tym dowiedział. 
- Nieee ! Co ty ! Zostawię go sobie ! - wytknąłem język. - Jasne, że go zwrócę. Mogę cię również odprowadzić do domu. W końcu jestem twoim pomocnikiem, a ty pewnie nie znasz jeszcze dokładnie miasta.
Gdy wychowawczyni skończyła opowiadać o planie lekcji i jej planach co do tego roku szkolnego, wszyscy wyszli z klasy. Razem z Adą wyszliśmy z klasy i podążyliśmy w stronę mojego domu. W czasie drogi rozmawialiśmy na wiele tematów. O Niemczech, Ruhpolding, Zakopanym, naszym zainteresowaniach.
- Jesteśmy ! Wejdziesz ? - spytałem, gdy doszliśmy do mojego domu.
- Nie dzięki. Poczekam na zewnątrz.
- Jak chcesz - wytknąłem język.
Wbiegłem do mojego pokoju, zgarnąłem z biurka portfel Ady i wróciłem do niej.
- Nononono, szybko ci poszło - zaśmiała się.
- Proszę, to twój portfel. Nic nie zginęło, obiecuję - dałem dziewczynie jej własność. - To co ? Odprowadzić cię ?
- O tak ! Zupełnie nie wiem gdzie jestem.
Jak się okazało, jej mieszkanie było znacznie oddalone od mojego. Ale to sprawiło nam trudności. Miło się z nią rozmawiało. Była bardzo pogodną i otwartą osobą. Nasze śmiechy co chwilę roznosiły się po ulicach Ruhpolding. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy do miejsca zamieszkania Ady.
- Hej , mam pomysł ! Chciałabyś douczyć się niemieckiego ?
- Jasne ! Jak słyszysz nie idzie mi to najlepiej. To kiedy pierwsza lekcja ? - podniosła znacząco brwi.
- Jutro, 18:18, u mnie - uśmiechnąłem się. 
- Dobrze, proszę pana - zaśmialiśmy się. - A ja w zamian za to, nauczę cię polskiego, o ! Ok, lecę ! Pa Andreas - powiedziała i przytuliła się do mnie.

                                                                         ~♦~

A się rozpisałam w dwójce. Sama nie mogę w to uwierzyć. Jest lepiej. Dziękuję, za komentarze :) Pamiętajcie, CZYTAM=KOMENTUJĘ!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

pierwszy

                                                       •


- I jak - podszedł do mnie tata - podoba się ?

- Jest naprawdę ładnie - odpowiedziałam, spoglądając przez okno.

Ruhpolding to niewielkie miasto, malowniczo położone na południu Niemiec. W mieszkaniu taty, gdziekolwiek się spojrzało można było zaobserwować Alpy. Z okna mojego pokoju był też widok na skocznię. Mimo, że nigdy nie interesowałam się skokami narciarskimi, to ten widok wyjątkowo mnie zainteresował. 

- Ada, przygotowałaś już już na jutro ? - krzyknął ojciec z sąsiedniego pokoju.

- Właśnie się przygotowuję !

Jutro rozpoczynał się rok szkolny. Dwa ostatnie lata nauki miałam spędzić w liceum mieszczącym się niedaleko mojego nowego miejsca zamieszkania. Wszystkie lekcje będą prowadzone w języku niemieckim, czego nieco się obawiałam. W Polsce uczyłam się dodatkowo tego języka, jednak nie opanowałam go jeszcze na takim poziomie, żeby zupełnie swobodnie posługiwać się nim. Byłam jednak dobrej myśli.


                Postanowiłam zapoznać się nieco z miastem. Zabrałam telefon, słuchawki i wyszłam z domu uprzednio informując o tym tatę. Szłam wzdłuż głównej ulicy Ruhpolding, gdy zaczęło padać. Założyłam na głowę kaptur bluzy, jednak niebyt mi to pomogło. Schowałam się w jednej z kawiarni. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam ciasto czekoladowe wraz z kawą. Mimo, że był to ostatni dzień sierpnia, czułam jakby już od dawna panowała jesień. Rozejrzałam się dookoła. Oprócz mnie w kawiarni siedział tylko młody chłopak z dwojgiem dorosłych, zapewne jego rodzicami. W pomieszczeniu panował swoistego rodzaju nastrój. Na każdym ciemnym stoliku odbijał się jasny blask świecy. Ściany były pomalowane w dwóch odcień brązu. Na niskim parapecie jedynego, ale za to bardzo dużego okna stały w wazonach pojedyncze kwiaty. Wszystkie meble były utrzymane w jednym stylu. Niesamowicie fascynujące miejsce.


                                                                               •


                 Dzisiejszy dzień  miałem spędzić z rodzicami. Moje ulubione 'rodzinne niedziele'. Spośród wielu beznadziejnych koncepcji na spędzenie tego dnia, wybraliśmy wyjście do kawiarni.

- Andreasie ! Nie zamierzam spędzić całego dnia na czekaniu za tobą - wykrzykiwała z dołu mama.

- Doobra, już !

Zszedłem na dół, rodzicielka posłała mi tylko zniecierpliwione spojrzenie, a potem wyszliśmy. Mieszkaliśmy niedaleko głównej ulicy miasta, więc droga nie zajęła nam dużo czasu. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy desery. Jak zwykle wybrałem ciasto czekoladowe i podwójne espresso. Rodzice próbowali ze mną rozmawiać, ale dziwnym trafem zawsze w niedziele mam zły humor. Na domiar złego zaczął padać deszcz,a z głośników roznosiła się melodia kolejnej smętnej piosenki. Wziąłem widelec do ręki i zacząłem się nim bawić. Usłyszałem dźwięk dzwonka informującego o przybyciu klienta. Do kawiarni weszła złotowłosa dziewczyna. Nie wyglądała ani nie brzmiała jak rodowita Niemka. Jej akcent lekko kulał. 

Otrzymałem swój deser, jednak aktualnie mnie nie interesował. Cała moja uwaga była skupiona na tamtej dziewczynie. Bił od niej niesamowity blask. Stale się uśmiechała Zamówiła dokładnie to samo co ja. Gdy czekała na swój deser rozglądała się po całym pomieszczeniu. Widocznie, była tu pierwszy raz...


                                                                         •


                  Dopiłam końcówkę mojego podwójnego espresso. Deszcz powoli ustępował. Z drobnymi problemami poprosiłam kelnerkę o rachunek. Zapłaciłam i wyszłam. Podążyłam w stronę domu. Włożyłam do uszu słuchawki, na odtwarzaczu włączyłam "Give me love" Ed'a Sheeran'a. Dłonie schowałam do kieszeni bluzy. Nagle oblał mnie zimny pot...


                                                                          •


                  Zabawnie brzmiał niemiecki w wykonaniu tej dziewczyny. Czasem popełniała błędy, przez co nie zawsze można było się domyślić o co jej chodzi. Wszystko jednak nadrabiała uśmiechem. Miała naprawdę śliczny szereg śnieżnobiałych zębów. Gdy dogadała się z kelnerką i zapłaciła, wyszła. Niedługo później my również zbieraliśmy się do wyjścia. Spojrzałem na miejsce, na którym siedziałam nieznajoma. Leżał tam portfel. Szybko go zgarnąłem i pobiegłem w stronę, w którą skierowała się dziewczyna. Przebiegłem kilka kilometrów, jednak jej nie znalazłem.

,, - I co ja mam teraz zrobić? - zadałem pytanie samemu sobie, spoglądając na portfel".



                                                                      ~♦~


Jest jedynka. Nie jestem zbyt zadowolona. Nie dość, że praktycznie o niczym, to jeszcze prostackim językiem..

Dziękuję, za komentarze pod prologiem :)

pamiętajcie, CZYTAM=KOMENTUJĘ!


do następnego, mvuahaha.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

prolog

              Spakowałam do walizki ostatnie rzeczy. Przed domem czekał już tata, gotowy do wyjazdu. Z trudem zniosłam na dół walizki i włożyłam je do bagażnika samochodu. Wróciłam do góry, po raz ostatni zaglądając do pokoju i sprawdzając czy, aby na pewno wszystko zabrałam.

,,- No tak, zapomniałabym o najważniejszym - pomyślałam"

Podeszłam do regału i wzięłam z niego słownik polsko-niemiecki, niemiecko-polski. ponownie zeszłam na dół. Przy drzwiach stała mama.

- Będę tęskniła, Ada - przytuliła mnie. - Wiem jednak, że tam - z ojcem - będzie ci lepiej.

- Lepiej byłoby mi zostać tutaj i mieć was obu przy sobie.

- Najwidoczniej tak miało być... No idź już, bo Adam będzie się denerwował - przytuliła mnie jeszcze mocniej i pocałowała w czoło.

- Do zobaczenia, mamo.

Pobiegłam do samochodu i usiadłam na przednim siedzeniu pasażera.

- Wszystko zabrane - spytał tata, a ja przytaknęłam głową. - No to ruszamy !

W drodze ostatni raz zastanawiałam się czy właściwie postępuję. Zostawiam przyjaciół, szkołę, Zakopane, kochane góry, rodzinę na rzecz zupełnie nieznanego. Z resztą... rodzinę.. czy tę grupę ludzi można jeszcze tak nazwać ? Wszystko się zmieniło, zepsuło i chyba nie zamierza wrócić do swojej dawnej idealności.

              Zaczęło się trzy lata temu, gdy tata wyjechał w poszukiwaniu pracy do Niemiec. Wtedy mama spotkała innego mężczyznę i związała się z nim. Odrzuciła mnie na drugi plan. Coraz mnie interesowała się moimi ocenami, tym co robię. Rzadziej odbierała telefony od taty. On zaczął się denerwować i ją podejrzewać. Pewnego dnia przyjechał do nas zupełnie niespodziewanie. Wszedł do mieszkania, nakrył mamę z kochankiem, a potem powiedział tylko ,, za kilka dni możesz spodziewać się pisma w sprawie rozwodu". Rozpoczęło się dla mnie piekło. Rodzicielka wyzywał i groziła mi, bo twierdziła, że to ja powiedziałam tacie o jej związku z innym mężczyzną. Na pewien czas zamknęłam się w sobie, przez co straciłam wielu znajomych. Na szczęście nie opuścili mnie oni - prawdziwi przyjaciele. Dzięki nim z każdym dniem czułam jakby odrastały mi skrzydła i z czasem znowu zacznę latać. 

Niedługo później zakończyła się sprawa rozwodowa. Musiałam zadecydować - zostaję u mamy czy wyjeżdżam do taty. Nie chciałam zostawać u matki, bo bałam się, że stale miałaby do mnie pretensje o to co się stało. Po za tym jej kochanek był alkoholikiem, często wracał nad ranem kompletnie pijany i krzyczał na mnie i matkę. Z drugiej strony możliwość zamieszkania u taty w Niemczech. Zupełnie nowa rzeczywistość, do której zapewne byłoby mi się trudno przyzwyczaić. Spędziłam kilka nocy rozmyślając nad podjęciem właściwej decyzji. Wreszcie zadecydowałam - wyjeżdżam do ojca.

                 I tak oto jestem teraz tu. W samochodzie, który wiezie mnie i tatę do Ruhpolding. Nadchodzi nowe życie, cele, nadzieje, marzenia do spełnienia.



                                                                              ~♦~


masło maślane.

 mam nadzieję, że więcej Was tutaj przybędzie, bo jak na razie jest słabo, bardzo słabo.

pamiętajcie: CZYTAM=KOMENTUJĘ ! to motywuje.


do następnego, mvuahaha.